Świeradów Zdrój

 

21 sierpnia 2014 roku grupa Amazonek z klubu kępińskiego, korzystając z ostatnich promieni letniego słońca, wyruszyła w towarzystwie profesjonalnego przewodnika na wycieczkę. Celem naszego wyjazdu był Świeradów Zdrój – malownicze, położone na wielu pagórkach miasteczko Dolnego Śląska.

Mimo wczesnej pory humory dopisywały a wspólna modlitwa i śpiewy uprzyjemniały tę długą podróż. Przyjemną przerwę stanowiła wizyta w Lubomierzu, jednym z najmniejszych i najstarszych miasteczek na Dolnym Śląsku. Nie zatrzymaliśmy się jednak by podziwiać zabudowę Lubomierza – choć byłoby co oglądać – ale by odwiedzić muzeum dwóch kultowych w Polsce postaci – kargula i Pawlaka. Dlaczego to muzeum znajduje się właśnie tam? Ponieważ jest to swoista Mekka polskich reżyserów. Lubomirze użyczył swych plenerów do nakręcenia co najmniej kilkunastu filmów w tym „Samych swoich”. Mieliśmy okazję obejrzeć rekwizyty znane wszystkim Polakom, m.in. walizki Johna czy ostatni garnek Kargula. Odbyła się również krótka prezentacja kadrów z filmu, która odświeżyła wspomnienia. Po przybyciu do przytulnego pensjonatu Fortuna zakwaterowałyśmy się w pokojach i po posiłku, dzięki któremu wróciły siły, poszłyśmy na spacer po Świeradowie oglądając m.in. przepiękny Dom Zdrojowy. Po powrocie udałyśmy się na zasłużony odpoczynek.
Następny dzień znów zaczął się wcześnie, ponieważ po śniadaniu o godzinie 9 wyruszyłyśmy na wycieczkę do Zittau. Pierwszą atrakcją tego dnia była podróż kolejką wąskotorową do kurortu Oybin. Oybin to miejscowość, w której mogłyśmy obejrzeć tradycyjne saksońskie budynki z „muru pruskiego”, czyli wybudowane metodą szachulcowo-ryglową, niezwykle interesujący kościół górski, w którym ławy umieszczone są w sposób amfiteatralny a zamiast podłogi zobaczyłyśmy surowe kamienie oraz ruiny zespołu klasztorno-zamkowego. Choć wycieczka ta nie była łatwa, gdyż wymagała chodzenia i to raczej rzadko po płaskim terenie, wszystkie doceniłyśmy bogate interesujące zdobienia w kościele i niesamowite widoki rozciągające się ze szczytu góry Oybin. Po powrocie do Zittau (znów kolejką ciągniętą przez zabytkowy parowóz, który wyglądał jak żywcem wzięty z filmu z poprzedniej epoki) wyruszyłyśmy na spacer po miasteczku. Obejrzałyśmy piękne kamieniczki, renesansowy ratusz oraz dawny Dom Solny z 1511 roku – ciekawą budowlę, w której aktualnie mieści się m. in. bank i biblioteka. Po powrocie do Świeradowa, po kolacji i chwili na odświeżenie udałyśmy się na grilla – jeszcze jedną atrakcję zaserwowaną nam przez organizatora. Czas mijał szybko na konsumpcji pysznych dań i wspólnym śpiewie, niestety trzeba było się rozstać, by przygotować się do dnia następnego.
Kolejny dzień to dłuższa wyprawa do stolicy Saksonii – Drezna. Tu wrażeń było jeszcze więcej – aż trudno spamiętać. Przeszłyśmy spacerkiem po Starym Mieście oglądając zamek Wettynów, Albertinum – miejsce, w którym dawniej mieściła się zbrojownia a aktualnie prezentowane są w niej dzieła sztuki od romantyzmu do współczesności, Katedrę Św. Trójcy, Kościół Marii Panny, Kościół Świętego Krzyża, nową synagogę oraz rokokowy zespół pałacowy Zwinger, gdzie największe wrażenia zrobiła chyba na nas urokliwa fontanna. Nie da się słowami oddać wszystkiego, co zobaczyłyśmy i przeżyłyśmy w Dreźnie, ale chyba każda z nas bez zastanowienia pojechałaby tam jeszcze raz. Po powrocie do ośrodka w Świeradowie i kolacji nadeszła chwila na pakowanie walizek, gdyż następny dzień oznaczał dla nas podróż do domu.
Niedzielę rozpoczęłyśmy śniadaniem i mszą świętą w pobliskim kościele, następnie pakowanie walizek do autokaru i pożegnanie ze Świeradowem. Pożegnałyśmy Świeradów ale nie atrakcje, ponieważ pan przewodnik miał dla nas jeszcze jedną propozycję – wizytę w obronnym zamku granicznym – zamku Czocha w Suchej. Zamek ten powstał w XIII wieku jako warownia graniczna, aktualnie oferuje zwiedzającym swe komnaty, dziedzińce, tajemne przejścia i legendy. Wszystkie uważnie słuchałyśmy pani przewodnik, która z wielkim zaangażowaniem opowiadała nam o intrygach i miłostkach rozgrywających się na dawnym dworze oraz o młodszej historii i prawdopodobnym umiejscowieniu przez Niemców w czasie II wojny światowej w zamkowych piwnicach, przerobionych później na winiarnię, maszyny deszyfrującej rosyjskie depesze. Obejrzałyśmy zdjęcie łoża, w którym podobno zamontowana był tajemna zapadnia do pozbywania się niechcianych pań oraz wysłuchałyśmy legendy o studni niewiernych żon, która do dziś sprawia, że niewierny małżonek, który do niej zajrzy – wyłysieje.
I to już był koniec. Koniec przepięknej, interesującej wycieczki, która dostarczyła nam tak wielu wrażeń, ale która również po raz kolejny udowodniła, że my – Amazonki – jesteśmy w tym klubie dla siebie nawzajem, że jeśli któraś z nas traci siły, wszystkie pozostałe gotowe są do pomocy, że jeśli jedna z nas się czymś cieszy, wszystkie cieszymy się razem z nią. Do następnego wyjazdu!!!

 

Dodaj komentarz