19 kwietnia 2016 w bardzo wczesnych godzinach rannych grupa pań z Kępińskiego Klubu Amazonek w wyśmienitych nastrojach zajęła miejsca w autokarze, by rozpocząć kolejną przygodę. Nieco niewyspane, ale wszystkie podekscytowane tym, co nas czeka z uśmiechem wystartowałyśmy w nieznane. Tym razem celem naszej podróży były malownicze zakątki Moraw i zawsze elegancki Wiedeń. Ponieważ pogoda nam dopisywała, wrażenia wywiozłyśmy niezapomniane.
Pierwszego dnia po długiej drodze do Czech niewątpliwą przyjemność obejrzeć ciekawe zabudowania drugiego co do wielkości miasta w Czechach – Brna. Brno jest ważnym czeskim ośrodkiem kulturalnym, naukowym i turystycznym. Mimo, że czasu nie miałyśmy wiele, udało nam się obejrzeć urokliwą starówkę, katedrę św. Piotra i Pawła – oryginalnie romańską a następnie przebudowaną w stylu gotyckim świątynię umiejscowioną na szczycie wzgórza Petrov, oraz budynki dawnego klasztoru premonstratensów, który w XVII wieku został zamieniony w szpital wojskowy. W centrum starówki naszą uwagę przykuł zielony targ, na którym zawsze można kupić świeża warzywa i owoce. Duże wrażenie zrobiła na nas (mimmo, że jeszcze nieczynna) naturalistyczna barokowa fontanna Parnas z XVII wieku. Symbolizuje ona jaskinię wzniesioną z kamieni i przystrojoną trzema postaciami – imperiami: Babilonem, Grecją i Persją.
Następnie zwiedzałyśmy urokliwe miasteczko Znojmo – jedno z najstarszych, zabytkowych morawskich miast. Mogłyśmy tu obejrzeć Rotundę Najświętszej Maryi Panny i św. Katarzyny z XII wieku, gotycki kościół świętego Mikołaja oraz przepiękny zamek umiejscowiony na krawędzi wysokiej skarpy nad rzeką Dyją. Po wyciszającym spacerze murami obronnymi, z których rozciągał się piękny widok na rzekę, udałyśmy na miejsce naszego zakwaterowania we Vranovskiej Vsi.
Następny dzień znów rozpoczął się dla nas bardzo wcześnie, ale nikt nie marudził, ponieważ w planach miałyśmy zwiedzanie Wiednia – jednej z kulturalnych stolic Europy, ojczyzny Haydna, Mozarta i Beethovena oraz miejsca wpisanego w sposób szczególny w historię naszego kraju. Mimo, że czasu nie miałyśmy wiele, dzięki naszemu nieocenionemu Przewodnikowi miałyśmy szansę zobaczenia wielu ciekawych miejsc i poczucia specyficznej wiedeńskiej atmosfery. W Wiedniu zachwycił nas między innymi pałac Schӧnbrunn, dawna letnia rezydencja rodziny cesarskiej, w której urzędowała cesarzowa Sisi. Mogłyśmy również nacieszyć oczy przepięknymi ogrodami i czarującym krajobrazem parkowym. Ponadto zobaczyłyśmy: Belweder, który składa się z dwóch budynków rozdzielonych ogrodem w stylu francuskim ozdobionym szeregiem posągów sfinksów, jedną z najstarszych i najważniejszą świątynię Wiednia – katedrę świętego Stefana, budynek Wiedeńskiej Opery Narodowej oraz Kahlenberg czyli wzgórze, z którego Jan III Sobieski dowodził zwycięską bitwą o Wiedeń. Można tam również obejrzeć inny polski akcent – tablicę upamiętniającą wizytę papieża Jana Pawła II w 1983 roku. Po tak intensywnym zwiedzaniu z radością wróciłyśmy do Vranovskiej Vsi, by zregenerować siły. To przecież jeszcze nie koniec.
W ostatnim dniu naszej eskapady czekała nas wizyta nad jedyną w swoim rodzaju przepaścią Macocha w Jaskiniach Punkvy. Jaskinie te wzięły swą nazwę od podziemnej rzeczki, po której można pływać łodziami. Podczas podróży łodziami podziwiałyśmy stalaktyty i stalagmity, czyli charakterystyczne nacieki na ścianach jaskini. Przepaść Macocha, to najgłębszy lej krasowy w Czechach. Prawie 140 metrów głębokości zrobiło na nas wrażenie. Zaciekawiła nas też legenda, od której wzięła nazwę przepaść. Głosi ona, że pewna macocha chciała zrzucić w przepaść swego pasierba, by cały majątek mógł przejąć jej własny syn. Chłopcu udało się uratować życie, gdyż złapał się wystającej gałęzi, natomiast zła macocha sama skoczyła w przepaść, gdy mieszkańcy wioski dowiedzieli się, co chciała zrobić.
Z jaskini pojechałyśmy do miasta Śvitav – rodzinnego miasta Oskara Schindlera, niemieckiego przedsiębiorcy, który podczas II wojny światowe uratował wielu pracujących dla niego Żydów. Poza obejrzeniem ciekawego podłużnego rynku, zjadłyśmy tu pyszny obiad i, choć trudno w to uwierzyć, wyruszyłyśmy w drogę powrotną do domu.
Do Kępna dotarłyśmy w godzinach wieczornych – zmęczone, zadowolone, pełne wrażeń i już czekające na kolejną wyprawę.